Geoblog.pl    konopka    Podróże    Dokąd jedziemy? ... Na razie jedziemy - kierunek Rumunia    Konstanca
Zwiń mapę
2012
06
sie

Konstanca

 
Rumunia
Rumunia, Mamaia - Constanţa
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1252 km
 
Pojechaliśmy do Konstancy, szlag trafił Rumunię, tu się zaczyna Ameryka, myślę, że w najgorszym wydaniu. Wjeżdżamy do ichniejszego kurortu Mamaia, toż to Miami jak nic. Hotele, hotele na hotelach stoją. Ach jak ja źle za mąż wyszłam, tylko camping, blichtr, próżność i obłuda (ha takiego Coehlo właśnie czytam!) – jednym słowem masakra. Ale za to morze cieplutkie, czyściutkie i cudowne, teraz przez parę dni popławimy się w luksusach i spróbujemy poukładać sobie w głowach widzianą wcześniej Rumunię.
P.S. Pomysł Bułgarii padł z chwilą, gdy okazało się, że Maciek nie ma dowodu. Zostawił na campingu w Braszowie ale jego poczucie humoru mi imponuje „przestań pamiętasz jak M.Douglasa w filmie Gra zostawili bez dokumentów w Meksyku i tylko nie mów mojej mamie”.

06-08 Poniedziałek
Cały dzień spędzony na plaży. Błogość, ciepło i nieróbstwo. Cytat ze słynnych powiedzonek mojego dziadka „Gdyby wszyscy tak robili świat by pokrzywami zarósł”, niech sobie chwilowo zarasta, my wypoczywamy.
Dzieciom nie grożą żadne choróbska, są porządnie zapeklowane solą.
Wieczorem wybraliśmy się na spacer – w jedną stronę budami i kramami, z powrotem plażą. Dzieci znów w wodzie, ja zbieram muszelki. Maciek na przodzie pogania stadko maruderów. Nie no plaża w Mamai jest full wypas, tylko ta śmietanka towarzyska jakoś mało kształcona, przespała wprowadzenie kultury i nie wie, że śmieci mają swoje miejsce w koszu. Co tam Rumuni posprzątają.
Winko na plaży, niebo w gwiazdach, poświata księżycowa w wodzie, no i ja królewna! (tak się właśnie czuję!)

07-08 Wtorek
Z samego rana na plaże marsz. Woda ciepła jak zupa, a temperatura w cieniu dochodzi do 36 stopni. Posiedzieć na piasku nie sposób , bo człek by się ugotowałby się niechybnie. Tak więc ciorba de peniseare, a peniseare to My! (mięsne zraziki). A skoro o jedzonku dziś planujemy rumuńskie specjały. Poszliśmy do ichniejszej jadłodajni i dawaj nabierać co oczom się spodobało – ciorba de fasola, mamałyga (smakuje dokładnie tak jak się nazywa), sarmale (maleńkie gołąbki zawijane w liście winogron), genialne smażone szprotki ( a taka alternatywa dla czipsów). Ja tak po rumuńsku hiszpańska paela, dzieci kotlet + frytki, a na deser turecka baklava (ciasto palce lizać).
Po uczcie pędem do Delfinarium. Moja wścieklizna nie zna granic, o czym mój cudowny z resztą mąż przekonuje się ilekroć otwieram buzię (co innego chcę powiedzieć, a co innego wychodzi)!
Upał niemiłosierny, mi niedobrze po obiedzie (francuski piesek), a delfiny skaczą przez godzinę.
Wokół delfinarium jest jeszcze ZOO, same egzotyczne zwierzęta (konie, kury, kaczki, brakuje tylko Edyty)
Wizyta w centrum handlowym staje się wybawieniem, mają klimatyzację – wychodzić się nie chce.
Pudełko lodów na skołatane nerwy i wracamy na camping. Maciek fotografuje tablicę na desce rozdzielczej – temperatura 39. Wywołam zdjęcie i będę patrzeć w zimie.

08-08 Środa
Ja już tam wiem na pewno, że Ci na górze mnie słuchają. Marudziłam na upały to proszę dziś wiatr i temperatura spadła do 30. Szok dla organizmu. W morzu cudne fale więc i zabawa przednia. Tomek wypił pół morza Czarnego ale przynajmniej uwierzył w siebie i w to, że kropla wody na nosie go nie utopi. Może od września da się zapisać na basen.
Po obiadku (makaron z sosem – wracamy do proszków) jedziemy na wycieczkę do Konstancy. Drugie co do wielkości miasto w Rumunii rozczarowuje jak nic do tej pory. Meczet w którym więcej turystów niż wiernych, a widok z minaretu na dachy walących się domostw – koszmar. Wspaniałe na pewno niegdyś Casino czasy świetności ma dawno za sobą. Cudowny architektonicznie budynek w stanie totalnego rozpadu. Zwiedzić może za darmo każdy, a dla tych mniej odważnych przygotowano kaski, cóż nigdy nie wiadomo który gzyms lub żyrandol powie dość. Prawdziwe casino – no risk no fun. Gdybym tak wygrała w totka, dusza hazardzisty podpowiada by zainwestować w to kasyno.
Miasto portowe o olbrzymich możliwościach, które powinno tętnić życiem i kapać bogactwem i zobaczycie kiedyś tak będzie i to kasyno ...
Wieczorem w centrum handlowym ostatnie zakupy, bo jutro wybieramy się w drogę powrotną. I tu kropka nad „i” najlepszych wakacji – produkt lokalny zakupiony. Ci na górze mnie lubią – już ja to wiem.

09-08 Czwartek
Ostatnie chwile dopołudniowe taplamy się w morzu i plażujemy, tylko tak jakoś milcząco, już wiemy, że przed nami droga powrotna. Jeszcze coś zwiedzimy, zobaczymy, zachwycimy się, ale tak czy siak powrót.
Pakujemy autko, jesteśmy już tak wprawni, że bez stresowo zajmuje nam to 30 minut, początki były od 1,5 do 2 godzin. Upał znów daje się we znaki. Dzielnie towarzyszy nam malutka Rumuneczka, która nie zważając w ogóle na to, że kompletnie nie wiem o czym mówi gada i gada – tłumaczy, gestykuluje, śliczna i pocieszna. Ratując ślicznotkę przed oparzeniem uderzam głową o kant otwartego bagażnika, teraz mnie ratuje ślicznotkowy tatuś. Guz jak się patrzy, łeb rozcięty, szczęście, że nie trzeba korzystać w sprawie szycia z kart Euro, bo myślę, że by się skończyło przydrożną krawcową.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (10)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
Ktzysiek
Ktzysiek - 2017-06-16 23:15
fzięki z info , super , pozdrawiam
 
 
konopka
Konopki
Anetka, Maciek, Ola i Tomek
zwiedzili 1.5% świata (3 państwa)
Zasoby: 26 wpisów26 8 komentarzy8 120 zdjęć120 0 plików multimedialnych0